To był piękny dzień.Słoneczko ładnie świeciło a ja postanowiłem ocalić od zapomnienia śliczne kwiaty,które wyhodowała moja Edyta w ogródku.
Obok leniwie wygrzewał się Filemon,patrząc tylko obojętnie,co też wyprawiam z Nikosiem przy kwiatkach.
Nic nie wskazywało,że za chwilkę zacznie się istne pogodowe szaleństwo.Nagle zerwał się porywisty wiatr i zaczęło potwornie lać!
W raz z deszczem zaczął padać ogromny grad.Fotka zrobiona została po burzy a sosnowe szyszki oddają skalę wielkości lodowych kulek gradowych.
Ale co ciekawe,to do końca nie były to kulki a raczej jakby dyski ze słojami przyrostu lodu jak na przekroju pnia drzewa.Przyznam szczerze,że po raz pierwszy widziałem tego typu i wielkości grad.
Jak każda letnia burza i ta skończyła się tak szybko jak zaczęła.Ale ta złota lilia z drugiego zdjęcia już tak okazale nie wyglądała.Jednak znowu zrobiło się pięknie,grad z topniał a kwiaty ozdobiły krople deszczu dodając im bajecznej urody.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz