No niestety.Jak widać wyżej,na polach jej nie ma.To może za wałem? Może nad starorzeczami jest?
Poprosiłem o pomoc Fafika.Ale on też chyba jej nie dostrzegł.Przyznać mu jednak muszę,że tęgo wzrok wytężał!
Kij więc z poszukiwaniem czegoś czego nie ma.W związku z porą dnia o której się na spacer wybrałem i zastanym światłem,jedynym rozsądnym wyjściem było zajęcie się fotografowaniem zimowych pejzaży.W fotografii pejzażu bardzo dużą rolę odgrywa zastane światło.Zwykle najlepszą porą jest albo wczesny ( czasem baaaardzo wczesny) ranek albo późne popołudnie.Wtedy światło jest najkorzystniejsze.A obecnie jest jedna ciekawa sprawa związana z obydwoma ciałami niebieskimi: kiedy słońce zachodzi,księżyc właśnie wschodzi!Stojąc więc twarzą do słońca,fotografujemy jego zachód.
A kiedy się przez plecy spojrzy,można jednocześnie fotografować już i księżyc.
Niebo oczywiście robi się coraz ciemniejsze.Przez chwilę z szerokim słoikiem 18 mm można z ręki robić plany ogólne.
Tylko,że co chwilę się trzeba obracać jak szalony bąk! Gasnące słońce bowiem równie ciekawie wygląda.
Ale jeszcze ostatnim miejscem,gdzie chciałem poszukać wiosny,była Wisła.Na cud nie liczyłem.Bardziej raczej liczyłem na wyjątkowo malowniczy zachód słońca.
Jak widać,nie myliłem się.Było dosyć spore stado kaczek ( na środkowym zdjęciu je widać już bardzo daleko) ale mróz od wody też był już spory.Zmiana słoika na puszce w takich warunkach to jednak ryzyko.Kto wie jak się zachowa matryca w kontakcie z zimnym powietrzem.Nie było już więc co tu robić.Słońce niemal zaszło.
Po drodze z Fafciem,zaszliśmy nad bobrowe jeziorko.
Z bobrowego jeziorka,przez chwilę droga jest polna.Potem zaczyna się część asfaltowa prowadząca pod sam nasz dom.
Coraz bliżej do pierwszych domostw.Czas zrobić ostanie więc zdjęcie i poskładać sprzęt do torby.
No dobra,Nikoś w torbie,pies na smyczy,czas do domu.Ogrzać aparat i samemu się ciepłej herbatki napić,odpalić Lr i zgrać zdjęcia.