Dziś do naszego domu,przyjechała moja Mama.Razem wybraliśmy się nakarmić koty w sadzie.Ponieważ dzień dzisiejszy był bardzo ładny choć trochę zimy,Mama zaproponowała żebym ją zabrał na spacer.Zaproponowałem Jej wypad na jedną z moich stałych tras.Kto odwiedza mojego bloga,ten wie jaka to trasa.Początek robienia zdjęć jednak dziś był od końca.Czyli jako pierwsza jest Wisła.
Kolejne fotki to kilka pejzaży łąk przez które wracaliśmy z nad Wisły.
Nocna temperatura ( było -7 stopni) w połączeniu z wilgotnym powietrzem,stworzyła bardzo ciekawe kryształki na źdźbłach trawy.Przypominają mi małe choineczki.
Dogoniłem moją Mamę prawie na wale przeciwpowodziowym.Poszliśmy drogą wzdłuż niego.Po drodze było pole z niezebranymi dyniami.
Kiedy doszliśmy do rozstaju dróg,skręciliśmy na tą prowadzącą koło naszego sadu.Tu był krótki postój i okazja do zrobienia zdjęć sąsiedniego Sielca.
Na rosnącym przed bramą do sadu orzechu włoskim,znowu zalęgły się jakieś grzyby.
Ta droga prowadzi od naszego sadu do Zakrzowa.Dziś moją uwagę zwrócił niesamowity kontrast barwny,to zasługa przepięknego,popołudniowego światła.
Dynia którą fotografowałem wcześniej na ośnieżonej drodze,teraz leży na pobliskiej oziminie.Jednak biedaczka zaczyna źle wyglądać!
Mama poprosiła bym ją odwiózł do domu.Po drodze zajechaliśmy na cmentarz w Sobowie,wszak to przecież już niedługo Sylwester i Nowy Rok.Zachód słońca był przepiękny!Żałowałem,że nie zabrałem ze sobą aparatu,te kolory na niebie były fantastyczne.No ale cóż zrobić,dlatego powtarzam,że najważniejszym i 1 przykazaniem fotografa jest : Noś aparat zawsze przy sobie!
Kiedy wróciłem po odwiezieniu Mamy i zrobieniu zakupów,było już
ciemno.Na koniec fotka naszego przystrojonego świątecznie domu.
Jutro ma być podobny dzień.Może więc znowu ......!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz