Wiele razy wspominam,że początkiem moich foto wypraw jest spacer do sadu w celu nakarmienia kotków.Dziś właśnie pozwolę sobie te kotki przedstawić.Ale zanim do sadu z Fafciem dojdziemy,nie raz kiedy wezmę torbę z Nikosiem,zatrzymuję się żeby przy okazji zrobić kilka fotek.Dziś była kontynuacja ślicznego niedzielnego nieba.
Staram się jednak nie zapominać,że celem spaceru jest nakarmienie czekających na coś ciepłego kotków.To śliczna rodzinka i to właśnie dla nich noszę co dziennie jedzenie.
Trochę to trwało zanim skończyłem tej rozkosznej rodzince robić zdjęcia.Czasem nie bardzo po pracy chce mi się wychodzić do sadu,mimo że to wcale nie daleko.Jednak w tej stałości w dokarmianiu kotów,upatruję faktu błogosławieństw jakimi obdarowuje mnie Św.Nikon.Dziś pozwolił mi na zrobienie w drodze powrotnej całkiem niezłych fotografii pejzażowych.
Zachód słońca to oklepany może temat,jednak mnie taki pejzaż bardzo kręci.Nie potrafię przejść obojętnie obok takiego widoku.Jak pisałem wczoraj,czerpię z kontemplacji tego
zjawiska siłę i czuję się zjednoczony z otaczającą przyrodą.Aparat jest
tylko przedmiotem który pozwala mi zapisywać swoje wrażenia.Jest
narzędziem do kontemplacji i fotografowanie staje się dla mnie tym czym
jest medytacja Zen.Podobne są skutki tego mojego fotografowania.To jakby
Fotograficzne Zen.To nie tylko sposób na spędzanie wolnego czasu ale nieomalże jakaś nieodłączna część mojego życia i potrzeba duszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz