AUTORSKIE PRAWA

WSZYSTKIE ZDJĘCIA TU ZAMIESZCZONE ORAZ W GRUPIE "DZIKA POLSKA" NA FACEBOOKU SĄ MOJĄ WŁASNOŚCIĄ.KOPIOWANIE,POWIELANIE LUB INNE UŻYWANIE BEZ MOJEJ ZGODY,JEST ZWYCZAJNĄ KRADZIEŻĄ.POPROŚ O POZWOLENIE A JA NA PEWNO NIE BĘDĘ ROBIŁ PROBLEMU.

poniedziałek, 27 lutego 2012

Spacerek w celu karmienia kotków.

Wiele razy wspominam,że początkiem moich foto wypraw jest spacer do sadu w celu nakarmienia kotków.Dziś właśnie pozwolę sobie te kotki przedstawić.Ale zanim do sadu z Fafciem dojdziemy,nie raz kiedy wezmę torbę z Nikosiem,zatrzymuję się żeby przy okazji zrobić kilka fotek.Dziś była kontynuacja ślicznego niedzielnego nieba.




 Staram się jednak nie zapominać,że celem spaceru jest nakarmienie czekających na coś ciepłego kotków.To śliczna rodzinka i to właśnie dla nich noszę co dziennie jedzenie.






Trochę to trwało zanim skończyłem tej rozkosznej rodzince robić zdjęcia.Czasem nie bardzo po pracy chce mi się wychodzić do sadu,mimo że to wcale nie daleko.Jednak w tej stałości w dokarmianiu kotów,upatruję faktu błogosławieństw jakimi obdarowuje mnie Św.Nikon.Dziś pozwolił mi na zrobienie w drodze powrotnej całkiem niezłych fotografii pejzażowych.


Zachód słońca to oklepany może temat,jednak mnie taki pejzaż bardzo kręci.Nie potrafię przejść obojętnie obok takiego widoku.Jak pisałem wczoraj,czerpię z kontemplacji tego zjawiska siłę i czuję się zjednoczony z otaczającą przyrodą.Aparat jest tylko  przedmiotem który pozwala mi zapisywać swoje wrażenia.Jest narzędziem do kontemplacji i fotografowanie staje się dla mnie tym czym jest medytacja Zen.Podobne są skutki tego mojego fotografowania.To jakby Fotograficzne Zen.To nie tylko sposób na spędzanie wolnego czasu ale nieomalże jakaś nieodłączna część mojego życia i potrzeba duszy.


  

niedziela, 26 lutego 2012

Wyprawa nad Wisłę.

Wczoraj nie byłem pewien pogody,jednak niedziela miło mnie zaskoczyła.Już od rana świeciło słońce.Czasem przelatywał co prawda śnieg ale na wyjście nad Wisłę się zdecydowałem.Poszedłem na spacer popołudniu z zamiarem dotrwania do zachodu słońca.
Najpierw po drodze do sadu kilka zdjęć.

 Kiedy nakarmiłem kotki,poszliśmy z Fafciem w stronę wału.Niebo zaczęło się ściemniać a od strony Wisły zbliżała się jakby mgła.Wpadliśmy w samo centrum krótkiej śnieżycy.


 Tylko chwilkę to trwało.Kiedy zeszliśmy za wał,powoli się zaczęło wypogadzać.Idąc więc w kierunku Wisły,co pewien czas był postój i zabawa z filtrami na obiektywie czego efektem są te zdjęcia pejzażowe.



Na ostatniej fotce jest krzak wierzby iwy.Jak dobrze się w patrzeć to można zauważyć bielące się bazie.Czyżby już zapowiadane ostatnie podrygi zimy? Chyba tak.Podejdę bliżej to się sprawdzi.


 Kontynuując wyprawę w kierunku Wisły,zaczęły nam towarzyszyć sroki.Jedną najbardziej zdeterminowaną w podążaniu za nami pstryknąłem.
 Następna fotka przedstawia kępę drzew na samym nieomal brzegu skarpy schodzącej do koryta Wisły.Aż dziw,że tyle razy obok tego widoku przechodziłem i dopiero dziś zobaczyłem jaki to piękny widok! To chyba zasługa jakże malowniczego dziś nieba i światełka o którym fotograf może tylko marzyć.Widać Św.Nikon się dziś nade mną ulitował i pobłogosławił.Ale dość gadania.
 Sama Wisła cóż tu mówić,przepiękna jest tej niedzieli.





Oczyszczone śnieżycą z początku wyprawy powietrze,pozwoliło podziwiać pobliski Sandomierz.To ciekawe,że do ptaków brakuje mi milimetrów w obiektywie,a Sandomierz obiektyw całkiem ładnie ściągnął.To wcale przecież nie jest z miejsca w którym stałem aż tak blisko!

A jeśli już o ptakach mowa,to mimo braku milimetrów,jednak tym moim ukochanym 300mm słoikiem też się dziś całkiem fajne zdjęcia udało zrobić.One też wskazują,że wiosna już jest bardzo blisko.







Fafcio gdzieś sobie biegał to tu to tam.Ja schowany w trzcinach i krzakach na skarpie,grzejąc od czasu do czasu ręce w kieszeni i w rękawiczkach,doczekałem pomału gdy słońce zaczęło się obniżać i czerwienić wszystko do o koła.
Dużo nie będę pisał o pięknie dzisiejszego zachodu słońca.Niebo było śliczne,płynący po rzece lód wyglądał jak rzeka klejnotów.Zresztą cóż tu wiele pisać.Obraz sam za siebie mówi.








Dzień się kończy więc czas do domu w którym trzeba jeszcze zapalić.Ostatnie więc zdjęcie już na łące.
Chyba zostanę fotografem policyjnym! Fafcio znowu znalazł zwłoki kaczki krzyżówki.To chyba już ostatnia ofiara tej zimy.Ta zapewne zginęła nie tak dawno,bo jeszcze nic jej nie zjadło.


 Takie niedziele po prostu uwielbiam kiedy wracam do domu z mnóstwem całkiem fajnych zdjęć.Nie istotne jest to,że od wody ciągnie lodowaty wiatr,że trzeba siedzieć w krzakach i czekać na zachód słońca a potem nieomal po omacku wracać.Ja i mój wierny Fafcio bez tych wypraw niedzielnych nie wyobrażamy sobie życia!
Mój D3000 to cudowna lustrzanka,obiektywy mimo,że trochę krótkie to jednak pozwalają na kontemplację tego otaczającego mnie świata.Czerpię z tego siłę i ładuję akumulatory na cały tydzień.A kiedy jest niedziela,to już sami wiecie co Bezkrwawy łowca robi.Do następnego więc razu.